czwartek, 30 listopada 2006

Ostatni listopadowy dzionek ...

Jak co dzień, wybrałyśmy się na długi, leśny spacerek. Średnio, na szlaku, spędzamy od godziny do dwóch, w zależności od obranego celu wyprawy. Dziś spotkałyśmy berneńskiego psa. Duszka na jego widok zapomniała swojgo imienia. Co tam wołania Panci, skoro pojawił się taki kawaler, przecież trzeba podejść i przywitać się, prawda? Pocieszające jest to, że mimo krótkiej zabawy, piesek szedł w przeciwnym kierunku, Duszka wróciła do mnie na zawołanie. Jeszcze parę tygodni temu, musiałbym zasuwać po malucha i prosić o uwagę. Podobnie rzecz się ma z rowerzystami i osobami biegającymi. Już tak nie drżę na ich widok, bo wiem, że Duszka nie puści się za nimi pędem, co najwyżej zrobi kilka kroków, ale ostatecznie wróci. Dorośleje i mądrzeje nam dziewczynka :-)

Jak widać na złączonych fotach, patysiami i szyszkami Dusia nie pogardzi na żadnym spacerku.

Odkryłam też inne zmiany w zachowaniu Duszki. Coraz ładniej i dłużej bawimy się z sobą na spacerkach. Kiedyś ignorowała niemal wszystkie zabawki przyniesione z domu, nie mówiąc już o nas. Liczyły się tylko zdobycze w postaci patyczków i korzonków. Jak widać, spotkania w Dogtorze i prawie codzienne ćwiczenia z Pancią, dają zamierzony efekt - wzmacniają koncentrację.

Mimo całej sesji utrwalającej Dusine patyczkowo-szyszkowe zapędy i będącej jak by zaprzeczeniem powyższych zdań, spróbujcie wyobrazić sobie, że nasze piesio, potrafi czasami nie kłapać dziobkiem i wykonywać różne komendy :-)

kłap, kłap ...

mniam, mniam ...
Obecnie pracujemy nad komendą „czekaj”. Duszka, na leśnych spacerkach, odruchowo, sama z siebie, co kilka metrów przystaje i sprawdza moją obecność. W takim momencie, nieoceniony jest kliker, a po dojściu do Duszki, nagroda.
Trochę czasu, cierpliwości i będzie dobrze :-)
Co dzień większa, co dzień piękniejsza. Moja Duszka :-)

Brak komentarzy: