(...) Duszeczka jest pojętnym pieseczkiem, o ile tylko, połapie się, o co chodzi, tej dziwnej pani która chodzi z smakołykami poupychanymi po kieszeniach :-) Dzisiaj Dusia nauczyła się komendy „siad” i „proś”. Dzięki radom Basi i Marcina, była to kwestia kilku prób. Mamy jeszcze problem z leżeniem, ale nie wszystko na raz, jutro też jest dzień. Aaa, i najważniejsze: 90% siurków jest załatwianych na gazety. Gorzej z kupką, wali gdzie popadnie, ale zawsze udaje mi się rozpoznać TĄ chwilę i w porę uprowadzić cieplutką jeszcze niespodziankę :) :)
Jutro odwiedzi nas moja przyjaciółka, ale szykuje się zabawa. „Ciocia” Magda będzie mogła porobić trochę za gryzak a ja, w tej chwili, zajmę się trzaskaniem fot. Duszka jest żywo zainteresowana każdą rzeczą, jaka znajdzie się w jej zasięgu. Gdybyście widzieli jak dzisiaj umuldała obiektyw :-) to była tylko chwila …
A czy pisałam już, że Duszka jest niesamowita?
Jako przewrażliwiona młoda „mamusia” obawiałam się kolejnej nocy. Tym czasem nasza maleńka istotka przespała ją prawie bez głośnie. Zgodnie z wcześniejszym planem, ułożyliśmy maleństwo w kojcu poczym po cichutku, po cichutku wymknęliśmy się z pokoju. Duszeczka płakała może jakieś 5 minut, nim zdążyłam się nakryć kołderką było już po płaczu. Tak sobie teraz myślę, że to chyba jakiś cud, taki mały dar od niebios. Uff, kamień spadł mi z serca. Zobaczymy, co będzie działo się w kolejną noc.

Być może taki przebieg zdarzeń był konsekwencją emocjonującej wizyty u weta? Hmm …? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak właśnie było.
Nasze pierwsze spotkanie z panem Jarkiem należy do tych o których nie łatwo zapomnieć. Duszka po obcałowaniu i wyściskaniu (to nie przejęzyczenie - taaak właśnie było) została poddana skrupulatnemu przeglądowi. Obejrzane zostały: oczka, uszka, brzuszek i pupa … Za radą weta, postanowiliśmy nieco poczekać na II szczepienie. Piesek zabrany z rodzinnego gniazda, na wskutek przeżytego stresu może mieć osłabiony układ odpornościowy, wobec czego, należy dać maluchowi czas na odnalezienie się w nowej sytuacji życiowej.
Oby nasz kontakt z weterynarzami, mam nadzieję jak najrzadszy, zawsze przebiegał w tak przyjaznej atmosferze.
PS. Rzecz jasna, poza wspomnianymi przygodami, Duszeczka spędziła dzień na zaprzyjaźnianiu się z nowymi zabawkami. A zresztą, sami popatrzcie … :-)

frontem ...
i boczkiem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz