sobota, 23 września 2006

Pierwszy spacerek

Z fragmentów starych maili:

Pierwszy spacerek mamy już za sobą… Na samo wspomnienie łza w oku się kreci, zwłaszcza oczku Duszki :-)

Sądząc po euforii, jaką wywołał piach, myślę, że psinka była zachwycona. Ale po kolei: Miejsce, które wybraliśmy na spacerek musiało być wyjątkowe, przede wszystkim ze względu na brak wszystkich szczepień. Dlatego postanowiliśmy wywieść malucha na teren wybitnie czysty. Los nam sprzyjał, mieliśmy możliwość skorzystania z zamkniętej plaży, która pod względem obecności piesków była miejscem dziewiczym, no i o to chodziło. Pierwszym „przystankiem” rozkoszy była trawka. Dusia nie wiedziała, w która stronę ma biec. Zaczęła w pośpiechu chłonąć wszystkie możliwe zapachy, tarzać się na plecach i po prostu biegać jak wariat. Lecz to wszystko, nic. Prawdziwa głupawica zaczęła się po wejściu na plażę.

Tarra: oto pierwsze spuszczenie Duszki z smyczki … Tylko wróć do mnie niecnoto …

Tego nie sposób opisać. Duszka z nadmiaru szczęścia nie wiedziała, co z sobą począć.
Zaczęła się gonitwa, lecz zachłanna chęć poznania wszystkich zapachów nie pozwalała na rozwinięcie dużych prędkość. Już nie wspomnę, że taki szczegół, jak obecność Grześka i moja była zupełnie pominięta. Liczyły się tylko nowe doznania i zapaszki. Po paru chwilach Dusia zaczęła sobie poczynać coraz śmielej. Odbiegać od nas coraz dalej i dalej.. Czułam, jak matczyny niepokój staję się coraz trudniejszy do zniesienia. Dobrze, że obok był Grześ i wspierał mnie w tych ciężkich chwilach. I faktycznie warto było czekać. W pewnym momencie, gdy Duszka zorientowała się, iż jej stado jest złowieszczo daleko, postanowiła po prostu wrócić.
Uff, moje słabe Serducho.. Z czasem wpadliśmy na świetny pomysł uciekania przed naszym ciekawskim zwierzem. Zdecydowanie DZIAŁA!!! Szkoda tylko jednej rzeczy, niestety okazało się, że nasz gwizdek został całkowicie zagłuszony przez szum fal.
Duszka nie odważyła wejść się do wody i nawet tego nie oczekiwaliśmy. Byłam jednak bardzo ciekawa reakcji na fale. Mówię Wam śmiesznie to wyglądało, na przemian goniła je i uciekała.

Gwoździem programu okazały się PATYSIE… Ojej, wszystkie należały do Dusi. Przywieźliśmy klika do domciu.

:-)

Pierwsze zdobyczne zabawki :-)

:-)

Nie obyło się też bez SZYBKICH interwencji: Z Duszkowej mordki wyciągaliśmy na przemian różne paskudy: kawałek pękniętego balonu, taśmy izolacyjnej, gumy, wodorosty, muszelki, ech. Jak by mogła to by pożarła cały świat, mały łakomczuszek.

Już nie wspomnę jak objadła się piachem, o skutkach później … Hihihi … Czas niestety szybko mijał i nadeszła chwila powrotu. Duszka nie była tym zachwycona.
Matka, puuuść ...

Po wciągnięciu kolacyjki ruszyliśmy do domciu. Byliśmy pewni, że po powrocie, mała padnie jak długa, ale gdzie tam! Czy goldeny kiedyś się męczą?? Bo nasza srajda chyba NIE!! Na zakończenie dnia postanowiła zgryźć na śmierć zdobyte wcześniej patyczki i ofiarowaną marchewkę. I tak też się stało. Dodam, że to ja pierwsza poszłam spać …

Drugi dzień – niedziela, jak się później okazało była bardzo OBFITYM dniem, szczególnie w Duszkowe … kupki. Nie wchodząc w zbędne szczegóły, wspomnę tylko, że Duszka wydała na świat, jak by to rzec … BABY Z PIACHU? Tak to dobre określenie. Ale wcale mnie to nie dziwi, na brak apetytu na piasek nie narzekała.

Poniedziałek rozpoczął się nieoczekiwanymi przygodami. Duszka kilkukrotnie zwymiotowała. Na szczęście, nie miała ani podwyższonej temperatury ( po raz pierwszy mierzyłam psiakowi temperaturę, WOW!!! Norma: 38,2) ani biegunki. Po trzecim pawiku zadzwoniłam do veta, który nie, co mnie uspokoił. Po kolejnym posiłku maluchowi znowu się ulało, hmm. Na szczęście, po mimo przygód żołądkowych, Duszka, przez cały czas, miała dobry humorek. U mojego Aniołeczka „dobry humorek” oznacza - obgryzanie kosteczek – moich kosteczek, np. piszczeli lub kości przedramienia, kolankiem też maleństwo nie pogardzi … Sytuacja skomplikowała się wieczorem, gdy pojawiła się BIEGUNKA i … PANIKA!!! Ehh, Pancia histeryczka Duszyczce się trafiła. Na tym etapie, po wcześniejszej konsultacji z Basią i Marcinem, głównymi sprawcami wyżej wymienionych objawów, były: PATYSIE!!!! Ta informacja wcale a wcale humoru mi nie poprawiła, wręcz przeciwnie sprowokowała wyrzuty sumienia. „Nie dobra Pancia, nie odebrała patyczków w porę …” „Akcja ratunkowa” Duszki „Smecte i Lakcit” przebiegła natychmiastowo i zakończona została absolutnym sukcesem. Uff … pozostała nam tylko noc do odespania …

Brak komentarzy: