piątek, 12 stycznia 2007

Eh, cóż to był za spacer …

Pomyśleć tylko, że dzisiejszy spacerek, miał być zwykłą, niczym niewyróżniającą się przechadzką po lesie. A jedynym powodem, dla którego miałby, pozostać na dłużej w naszej pamięci, mogła być, co najwyżej pogoda.
Akurat, gdy znaleźliśmy się na łące, zaczęło bardzo mocno padać i wiać. Lecz kto by się tym przejmował. No, na pewno nie mój Aniołeczek. Pomimo uczucia, że ktoś, jakby wylał na nas wiadro wody, bawiłyśmy się dość dobrze. Ja rzucałam do aportowania Duszce zabaweczki, a ona systematycznie mnie olewała. Ja do niej „do nogi„ a ona do korzonka. Taa, jak wspomniałam, taki standardowy spacerowy dzień. W końcu weszłyśmy do lasu, gdzie dla odmiany Duszątko było grzeczne i dość blisko trzymało się swojej Panci. Po upływie godziny, znowu się zaczęło. Deszczyk, wiaterek. Tym razem postanowiłam wracać. Właściwie już domykałyśmy pętle i ponownie znalazłyśmy się na łące. Lecz przebiegły los, na naszej drodze, postawił K A C Z K I…
Jak daleko sięgam pamięcią, nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek, kaczorki z pobliskiego gospodarstwa, zapuściły się tak daleko. A tu masz babo … kaczki … Duszkę, na widok ptaszków, po prostu zamurowało. Ależ ona pięknie wyglądała, taka cała skoncentrowana na tych swoich .. kaczkach, nie na ukochanej, najdroższej Panci, NIE. Kaczki !!!
No i zaczęło się … . Duszka za kaczkami a ja za Duszką. Pościg nie trwał długo. Mój myśliwy, szybko, stracił mi się z pola widzenia. Nie wiem ile czasu trwało nim ponownie ujrzałam moją niedobrotę. Dla mnie była to niemal wieczności. W końcu nie przestając biec pod górkę, dostrzegłam Duszkę i … gospodarza z grabiami. Na ten widok prawie umarłam. Nie wiem, co działo się parę chwil wcześniej, lecz w tamtym momencie, facet próbował odgonić Duszkę od oczka wodnego kijem. Psinka ociekała wodą. A gość był mocno wkurzony. Mam tylko nadzieję, że jej nie uderzył. Na mój widok przestał trącać Duszkę grabiami. Gdy moja gadzinka zdała sobie sprawę z mojej obecności zaczęła taak machać ogonkiem, że omal nie odfrunęła. A pysio … roześmiane od ucha do ucha. Jakby nic się nie wydarzyło.
Ale przecież wydarzyło się i to wiele. Uświadomiłam sobie, że mój malutki kochany pieseczek, nie jest już puszystym szczeniaczkiem. Duszka dojrzewa i zaczynają budzić się w niej instynkty pieska myśliwskiego. A druga sprawa, to kwestia naszej łąki, obawiam się, że już jest to miejsce spalone. Duszka będzie pamiętać o swoich koleżankach kaczkach. Szkoda tylko, że nie o grabiach …   

Brak komentarzy: